piątek, 1 kwietnia 2011

Stracone pokolenie, generacja nic, rocznik 89 i Babilon

Tak wracając na chwilę do tematu ostatniej notki. Znalezione na facebooku:
Są normalne piersi ( . )( . ), piersi silikonowe ( + )( + ), piersi idealne (o)(o). Czasami piersiom jest zimno (^)(^),niektóre piersi należą do starszych kobiet \./\./ Oczywiście nie zapominajmy o bardzo dużych piersiach (o Y o), i tych bardzo malutkich (.)(.), No i oczywiście o tych różnych (•)(.). Kochamy je wszystkie! Wklej tą wiadomość do swojego statusu i powiedz ┌П┐(◉_◉)┌П┐ RAKOWI PIERSI !!!!
No sami powiedzcie, czyż nie lepiej zwraca uwagę na problem? :D A teraz do rzeczy.

Kochany czytelniku. Jako iż jestem koszmarnym leniem, zabrakło na tym blogu jakiejś informacji, kto ja właściwie jestem. Karygodne niedbalstwo z mojej strony, wiem, śpieszę nadrobić. Kilka faktów o mnie:
  • na pewno nie znajdę pracy w zawodzie (jakimkolwiek)
  • moje studia są nic nie warte
  • nie wyznaję żadnych wartości
  • nie czytam książek. W ogóle nic nie czytam
  • jestem egocentryczną hedonistką o skrajnie roszczeniowej postawie
  • niczym się nie interesuję
  • mam dysleksję, dysgrafię, platfusa i dyskalkulię
  • a poza tym jestem rozwiązła seksualnie.
Wszystko prawda, w końcu jestem młodą, studiującą kobietą, wychowaną po upadku PRLu (chociaż o rok za starą, żeby pisali o mnie artykuły). Na pewno musi to być prawda, w końcu w gazecie pisali...

Dobrze, a teraz serio. Ostatnimi czasy Wyborcza publikuje artykuł za artykułem na temat tego, jak to dzisiejsza młodzież ma przerąbane (żeby nie powiedzieć brzydziej). Że nie ma pracy, że jest nieprzedsiębiorcza, że zdemoralizowana, znudzona i o wygórowanych ambicjach. Jest w tym ziarno prawdy oczywiście, faktycznie sytuacja młodych na rynku pracy nie jest w tej chwili jakoś szczególnie różowa... co nie zmienia faktu, że za parę dni dostanę pierwszą wypłatę z pracy, której nie szukałam, sama do mnie przyszła. Ale po kolei. NIENAWIDZĘ artykułów o młodzieży. Nie znoszę koszmarnie nadużywanego słowa "pokolenie". W ogóle nie lubię etykiet, mają one taką paskudną cechę, że generalizują i umacniają stereotypy. Bo możemy sobie mówić, że etykietka "generacja nic" wcale nie obejmuje wszystkich jednostek i że ma tylko obrazować Poważny Problem Społeczny. Jasne. Ale ilu jest ludzi, którzy, gdy dowiedzą się ile masz lat, przestaną z tobą rozmawiać, albo nie zatrudnią cię, bo jesteś po filozofii. Albo, co chyba jeszcze gorsze, zaczną cię żałować, że jakaś ty biedna, nie znajdziesz pracy i wylądujesz na zasiłku. Biedna ja.

Dla kogoś kto - tak jak ja - ma problemy z poczuciem własnej wartości, właśnie takie wypowiedzi są silnie demoralizujące. Bo człowiek zaczyna się zastanawiać. Skoro tak wielu moim równolatkom się nie udało, to dlaczego miałoby udać się mnie? Czy naprawdę jestem pozbawioną wartości, zainteresowań i aspiracji szarą główką w tłumie? I na Boga, gdzie są te tłumy facetów (i dlaczego to koniecznie muszą być faceci?), z którymi uprawiam dziki seks w toaletach? Głupie, wiem. Po co się przejmować, sama powinnam wiedzieć jaka jestem i ile jestem warta. Problem polega na tym, że niby skąd mam wiedzieć? Skąd ktokolwiek z nas ma wiedzieć? Przecież postrzegam siebie poprzez pryzmat własnych doświadczeń i - w dużej mierze - komunikatów otrzymywanych z otoczenia. A co jeśli komunikaty są sprzeczne?

Mój ojciec zawsze mi mówił, że muszę być najlepsza we wszystkim i że interesuję się gównami (bo manga, bo fantastyka, gry, psychologia, pisarstwo...). Matka z kolei mówiła, żebym się nie martwiła, będzie mnie kochać nawet z pałami, że mam się całe życie uczyć i żebym się nie spieszyła z seksem "bo koleżanki już". Brat z kolei twierdził, że wszystko jest dla ludzi, tylko żebym się zgłosiła do niego zanim zrobię coś szalonego, to mi da namiary na właściwych ludzi. Osobno wszystko brzmi fajnie. Ale kiedy zestawić te wypowiedzi ze sobą, dodać inne źródła, pojawią się mniejsze lub większe rozbieżności. I okaże się, że równocześnie uważam, że oceny na świadectwie niewiele znaczą i na samą myśl o poprawce robi mi się słabo. Jestem pełna takich sprzeczności. Jestem też głęboko przekonana, że to cecha charakteryzująca cały gatunek ludzki.

A żeby było śmieszniej, to ja kompletnie tych wszystkich pokoleń nie widzę. Tak samo jak statystyczny Polak nie istnieje, nie istnieje też statystyczny przedstawiciel którejkolwiek z wymienionych w tytule notki zbiorowości. Kiedy spojrzeć na jednostki okazuje się, że ze standardową plastikową blondie można prowadzić dyskusje właściwie o wszystkim (a jak nie zrozumie jakiegoś słowa, to zapyta), że pozbawiony aspiracji "pan nic" jest w gruncie rzeczy bardzo zagubionym, wrażliwym człowiekiem, a "stracona" studentka ostatni raz roznosiła ulotki w gimnazjum, żeby pomóc mateczce. Niestety, media lubią etykiety, wydaje się, że spora część społeczeństwa również. I tak to się kręci...

No dobrze, skłamałam. "Stracone pokolenie" widzę, przynajmniej trochę. Tylko że i z nim sprawa nie jest tak prosta. Gazety gęsto rozpisują się na temat objawów, całkowicie niemal ignorując przyczynę problemu, równocześnie szafując (ogólnikowymi i starymi jak internet) radami, jak go przezwyciężyć. Blah blah, bezpłatne staże, blah, praktyki, blah, konkursy, blahblah... Wszystko prawda. Tylko że to rady krótkoterminowe i - moim zdaniem - brakuje im jednej rzeczy (której niestety gazety nie zapewnią).

Prawie rok temu (jasny gwint, jak ten czas leci) siedziałam przed komputerem, kompletnie sparaliżowana strachem, wgapiając się w pracuja w poszukiwaniu oferty praktyk studenckich. Zapewne siedziałabym do dzisiaj, gdyby w końcu nie pojawił się... mail z ofertą. Od osoby, która została poproszona o rekomendacje, a zwróciła na mnie uwagę na uczelni... Co ciekawe, ja na tych konkretnych zajęciach to głównie łamigłówki rozwiązywałam, od czasu do czasu tylko podnosząc łeb i rzucając jakiś komentarz. Nie byłam jedyną osobą, która dostała tego maila, ale mi się udało - ku mojemu zaskoczeniu, sądziłam, że jednak koleżanka przejdzie. I, jak w reklamie, "zostałam na dłużej", spędziwszy w firmie całe wakacje, a potem każdy piątek przez cały semestr. I ciągnie się to za mną, uwierzycie? Miesiąc temu - telefon od szefowej z praktyk, która w międzyczasie zmieniła pracę, czy bym czasem nie pomogła, bo brakuje im rąk do pracy... Płaca marna, ale na waciki (czy też raczej, na kolekcjonerkę nowych Heroesów) zarobię, pracuję w branży i nabywam kolejnych umiejętności (i znajomości, nie oszukujmy się). A wszystko zaczęło się od tego, że pokazałam się od dobrej strony jednej osobie...

Dostałam wtedy te praktyki. Ale prawda jest taka, że momentem przełomowym był dla mnie ten pierwszy mail. Był jak neon "uważam, że dasz sobie radę". Miła odmiana po apokaliptycznej wizji bezrobocia i setek rozsyłanych CV. Jeden pozytywny komunikat pośrod morza negatywnych (najbardziej lubię "trzeba było iść na polibudę". Bo w końcu każdy może zostać inżynierem i to absolutnie nieprawda, że kierunki zamawiane to jedna wielka lipa). Całkowicie poważnie twierdzę, że był to ten moment, który nadał mi rozpędu w kategorii "życie zawodowe". Strasznie dużo się słyszy o tym, jak to młodzi ludzie powinni być silni, przedsiębiorczy i sami sobie radzić, w końcu to już dorośli ludzie - a kompletnie nie docenia się wagi takich właśnie pozytywnych komunikatów czy rad. Poza tym, tak szczerze mówiąc, to dupa a nie dorośli ludzie. W dzisiejszych czasach dzieciństwo wydłuża się znacznie i moi równolatkowie często nie mają wiedzy i umiejetności, które parę dekad temu posiadał przeciętny szesnastolatek. A już o poczuciu braku celu to nawet nie będę zaczynać.

Mwah. Mam dziwne wrażenie, że ta notka nie ma sensu, ale pisałam ją o pierwszej w nocy.

9 komentarzy:

  1. Guglu, jesteś narzędziem szatana i nasieniem chaosu, niszczycielem światów, pożarłeś mojego komcia na PIĘĆ AKAPITÓW, nienawidzę cię.
    Sincerely, Irian.

    Postaram się toto odtworzyć, ale pewnie już nie będzie takie elokwentne, jak za pierwszym razem. Wroargh.

    Po pierwsze primo, mówiłaś, że będzie użalanie się i w ogóle bryndza. No kfila. Studia na dobrej uczelni - check. Fajni wykładowcy - check. Rozwijające praktyki w zawodzie - check. Perspektywy - check. Narzek? Ja tu widzę czysty chwalpost! :D

    Po drugie primo, 'stracone pokolenie' to w oczywisty sposób kolejny przykład moral panic, wylansowany li i jedynie dlatego, że czymś te kolumny trzeba zapełnić, a dopalacze się już wybrzmiały. Młodzi, Zdolni y Wykształceni Na Skraju Przepaści Bezrobocia - no czyż to nie jest wdzięczny temat? Tu się można nachylić, tam pokiwać głową, zaproponować garść nierealnych pomysłów na rozwiązanie sytuacji, pozapraszać ekspertów... Nakład się sprzedaje i wierszówka leci.

    Tak się składa, że mam tu grono znajomych z mojego rocznika ('85, więc już absolwenci) i wszyscy pracują. Wszyscy w zawodzie - a studiowali różne rzeczy, przez informatykę, marketing, architekturę po ekonomię. Niektórzy we własnej firmie. Jakaś szczególnie uprzywilejowana grupa? Nie wydaje mi się. Zresztą, nawet z artykułu, mającego niby pokazać, jacy to ci młodzi nie są biedni, tak naprawdę wynika wniosek zupełnie odwrotny: ludzie, pokazani w tym reportażu wybierają i przebierają w ofertach, sami nie mogą się zdecydować, a w efekcie i tak dają sobie radę i to za całkiem przyzwoitą kasę. No moment, to gdzie ten upadek dziejów?

    Z drugiej strony sądzę, że większość tych bezrobotnych absolwentów to ludzie, którzy ciągle są przekonani, że wystarczy skończyć studia, a praca będzie. Nieważne, że studentów mamy miliony. Nieważne, że co roku wyrastają nowe szkoły tego i owego, bo każde miasteczko teraz chce mieć jakąś uczelnię. Rodzice mówią, żeby robić magistra, bo skoro to działało dwadzieścia lat temu, to czemu ma nie działać teraz? Cytując dziennikarzy: "Nigdy dotąd w historii badań nie było na świecie tylu bezrobotnych w wieku 19-24 lata - alarmuje Międzynarodowa Organizacja Pracy." Tylko, że nigdy dotąd tylu młodych nie szło na studia. A jednocześnie mamy straszliwe braki w rzemiośle - no bo kto by chciał skończyć zawodówkę i zapierdalać przy mięsie, skoro można iść na Wydział Gier i Zabaw na Uniwersytecie Bezrobocia, oddział w Pipidówce Dolnej i dodać sobie dumne 'mgr' przed nazwiskiem?

    Po trzecie primo, odnośnie motywowania studentów: bardzo mi się podoba jak się za to zabrały USA. Otóż każda uczelnia dla własnego zysku interesuje się absolwentami - pomaga znaleźć pracę, organizuje zjazdy, utrzymuje z nimi kontakt, chwali się tymi, którzy osiągnęli sukces (nawet niewielki - tu jakaś publikacja naukowa, tam jakaś własna firma), daje studentom możliwość praktykowania u absolwentów, no i oczywiście zbiera kasę ze składek. Obie strony zyskują. Fajnie, że Tobie się trafił ktoś, kto zechciał pomóc dobrze zapowiadającej się studentce, ale to powinno być rozwiązanie systemowe, a nie łaska jednego wykładowcy. Amen.

    Hah, odtworzyłam w miarę sensownie, jestem wielka. Normalnie aż mam ochotę to wkleić na własnego bloga, tyle nastukałam. :D

    Also, masz genialnego brata. Howgh.

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę twierdzić, że jednak bardziej marudzenie, jak to mnie świat wkurza niż chwalpost :P

    A że moral panic to wiem. Ale ta świadomość nie czyni tego ani odrobinę mniej irytującym. Nie lubię tego, że pokazuje się właściwie dwa typy ludzi - superzajebistych przepaków i przegranych trzymających się jeszcze brzytwy. Do identyfikowania się z przepakami mam za niskie poczucie własnej wartości, więc...

    Zgadzam się też z tym, że większość tych młodych bezrobotnych to ci roszczeniowi, co to zdobyli papierek i teraz nikt im nie "daje" pracy. Z tym że moim zdaniem to nie do końca jest ich wina. Bo pomyśl, czego uczą się dzisiejsi licealiści. Wypełniać PITy i pisać marne CV od sztańcy. Absolutnym kuriozum są te setki CV, które miałam okazję oglądać w pracy, pełne informacji w rodzaju "rozwódka", "żonaty", "dwoje dzieci 7 i 15 lat". Szczytem było podanie wagi i wzrostu. A w niektórych szkołach nadal mówią, że stan cywilny koniecznie w CV trzeba zawrzeć. Nie mówi się o alternatywnych formach zatrudnienia, nie mowi się, JAK faktycznie wygladają określone zawody, nie promuje się samodzielności. Ba, nawet głupia prezentacja w PowerPoincie jest dla niektórych ogromnym wyzwaniem - jestem jedną z nielicznych osób w grupie, która nigdy nie czyta z kartki przy prezentacjach. I dziwić się, że młodzi sobie nie daja rady. Jak mają sobie dawać, skoro nie potrafią, nie wiedzą rzeczy niezbędnych. No i kto ci się zdecyduje na zostanie zegarmistrzem, skoro według systemu edukacji taki zawód nie istnieje. Dni kariery powinno się organizować w podstawówkach, a nie w ostatniej klasie liceum...

    Swoją drogą, w Stanach popularna jest teoria inteligencji wielorakich, dzieci się o tym uczą w przedszkolach. Bardzo medialna teoria, z kolorwymi grafami i stopniem skomplikowania młotka. Jest fajna o tyle, że w założeniu ma wskazywać jakiś kierunek rozwoju, mówić, w czym dzieciak jest dobry - a z założenia każdy jest w czymś dobrym. Swoją drogą, to ciekawe - czy tylko ja mam wrażenie, ze polskie szkoły definiuja uczniów bardziej pod kątem tego, w czym sobie nie daja rady, niż tego w czym są dobrzy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Uh. Ja się radośnie przekopuję przez wyżej wspomniane artykuły i im więcej wiem, tym bardziej jestem przekonana, że jestem skazana na wieczne bezrobocie.
    Bo jestem primo niezaradną frajerką (ot, taka prawda), secudno nie posiadam żadnych praktycznych umiejętności (tyż prawda), tertio na myśl o tym, żeby cokolwiek z tym zrobić całkowicie mnie paraliżuje. Quatro, moja mama w ramach wsparcia psychicznego regularnie powtarza, że jak nie zrobię czegoś z moim obrzydliwym tłustym tyłkiem, to już na 100% nie mam szans na żadną pracę, bo aparycja też się liczy (nie, nie do końca jej wierzę :/). Fajnie, że komuś się udaje, ale sorry, Maik, jesteś przepakiem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Serik, a moim zdaniem, to ty jesteś idealnym przykładem produktu finalnego tej propagandy niepowodzenia. Pewności siebie nie masz za grosz, konsekwentnie zaniżasz swoje osiągnięcia i boisz się podejmowania jakichkolwiek działań. To nie ja jestem przepakiem, tylko ciebie przez pół zycia kopano po kostkach i wmawiano, że do niczego się nie nadajesz. Otóż - nadajesz się. Po mojemu jesteś idealnym pracownikiem naukowym - skrupulatnym, cierpliwym i z odpowiednio wielkim mózgiem. Żebyś jeszcze tylko bardziej uwierzyła w siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako że po przepisaniu paru stron drobnym maczkiem mój mózg wyje boleśnie, komentarz będzie krótki i mięsny: chuj, damy radę, niech spadają na drzewo.

    A Serika jest zajebista, tylko dała sobie wmówić, że nie jest. Spokojnie, my się nie damy przekonać :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg. Pieprzone komentarze. Naprodukowałem się jak Irian, ale za diabła mi się nie chce od nowa tego pisać...

    Skrót telegraficzny - co nieco racji masz, ale Twój główny (objętościowo) argument "to brednie bo mnie się udało" gdzie przez pół notki piszesz o tym, że jesteś fajna i całe życie miałaś zajebiste warunki (poza ojcem) i tak w zasadzie jedyną Twoją wadą jest rzekomo niska samoocena jest jak to kiedyś ujął pewien znajomy 'cienki jak siki pająka'.

    Natomiast jeżeli chodzi o te wszystkie czarne prognozy - pfft. I ja, i Ty (tak, do Ciebie właśnie piszę!) jesteśmy o niebo zbyt zajebiści żeby się tym w ogóle przejmować. A jeżeli pokolenie lemingów-nieudaczników faktycznie istnieje, to się chowa całkiem nieźle. W zasadzie jedyną cechą łączącą to 'pokolenie', a zwłaszcza osobniki będące pod wpływem wspomnianej przez Ciebie propagandy jest narzekanie na własne perspektywy. Stop whining, lemmings.

    OdpowiedzUsuń
  7. Vodh - bynajmniej nie chodzi mi o to, że "to brednie, bo mi się udało". Jak pisałam - sama uważam, że sytuacja młodych na rynku pracy wcale nie jest taka różowa, mi się udało głównie fartem i skillem w robieniu dobrego wrażenia. W samej notce też kompletnie nie chodziło o to, by pokazywać jaka to jestem zajebista (zresztą, to też jest kwestia dyskusyjna :D). Bardziej chodzi mi o to, że ukazywanie przyszłości ino w czarnych barwach ma skutek odwrotny do zamierzonego - zamiast mobilizować młodym, dołuje ich i wpędza w jeszcze większy marazm. Bo jak tu się zabrać do dzieła, kiedy zewsząd dobiegają krzyki, że i tak czeka cię bezrobocie i życie na państwowym garnuszku?

    Żeby było jasne - na mnie to działa na poziomie emocjonalnym, ale nie na poziomie racjonalnym. Co oznacza, że dostaję napadów paniki (jak opisany paraliż przy okazji szukania praktyk), a mózg mnie kopie w dupę i każe się wziąć w garść, przecież wiem, że wcale nie jest tak tragicznie. Co jest cokolwiek interesujące, kiedy się wyjdzie z siebie, stanie obok i poprzygląda... Ludzie to fascynujące stworzenia, mają w sobie tyle sprzeczności :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznę może od końca – całkiem sensowna notka jak na 1 w nocy.
    Pisz, nie zgadzaj się z otaczającą rzeczywistością, bądź uprzejma mieć wątpliwości.

    Wyróżniłaś się, zostałaś zauważona i dzięki temu masz pracę. Trochę szczęścia trzeba mieć. W stosie CV trudno się wyróżnić (o ile umie się je dobrze napisać).
    Ale ile jest firm które zatrudniają w ten sposób (nie państwowych)?
    Nie chcę brzmieć jak pesymista, ale większość prac dla studentów to sklepy w galeriach handlowych (w najlepszym przypadku) za minimalną pensję. Nierealistyczne wymagania firm w ogłoszeniach o pracę dołują jeszcze bardziej. Lata doświadczeń i oprócz niewiele wartego obecnie dyplomu mgr kilkanaście ukończonych kursów.
    Zapytałem kolegę z Finlandii co odpowiedział na pytanie dlaczego chce pracować w tej firmie. Odpowiedział uczciwie , że potrzebuje pieniędzy. Zatrudnili go. Czy w Polsce to byłoby możliwe?

    Książka? A co to? Film nie wymaga tyle czasu, nie trzeba wysilać wyobraźni. Właściwie nie trzeba jej mieć wcale.
    Jak więc mają sobie wyobrażać swoje życie, stawiać sobie cele gdy planowanie następnego kroku jest czymś zbyt ciężkim.

    89 rok. Chcąc nie chcąc stąd wzięły się wszystkie wytłumaczenia obecnych problemów. Rodzice nie mieli tyle czasu dla dzieci ile by chcieli. Z jednej strony zachłyśnięcie się towarami z zachodu (made in Daleki Wschód), seriale w TV (pożeracze czasu), dyskoteki (w końcu rodzice byli jeszcze młodzi), z drugiej możliwość zwolnienia z dnia na dzień, wyścig szczurów w pracy i chęć zapewnienia dzieciom lepszego startu w życiu przez pracę na nadgodzinach.
    A kto odda czas spędzony z rodzicami, odpowiedzi na nurtujące problemy?
    Wszyscy chcą mieć przyjaciół. A czy w księgarniach bestsellerem jest „Jak być dobrym przyjacielem?” Są za to książki jak sterować ludźmi aby wspiąć się na szczyty kariery.

    Dorosłość wiąże się z odpowiedzialnością, w takich kategoriach patrząc to są, dorośli tylko gdy sytuacja ich zmusza. Czasem na zajęciach czujesz się jak w przedszkolu. Jeśli 20paroletni ludzie nie mają szacunku do profesora prowadzącego zajęcia to kto byłby na tyle odważny, żeby ich zatrudnić?

    Ludzie lubią kategorie i łatki. Blondie = głupia, czyż nie tak? Czy ktoś z nią porozmawia, dowie się czego ona pragnie, jakie są jej zainteresowania. Czy ona chce czegoś innego niż ty czy ja? Może jest samotną duszą we wszechświecie, może udaje kogoś kim nie jest bo sądzi, że nikt nie zaakceptowałby jej takiej jaka jest?
    Media decydują co jest modne, jak należy się zachowywać i kreują rzeczywistość jak nigdy dotąd. Dlatego prędzej uwierzę TV Al-Jazeera niż GW. Podejrzewam, że mają mniejszy interes w tym kto w Polsce ma wygrać wybory czy jej pracownicy nie piszą artykułów na zamówienie firm.

    Dlaczego tych artykułów jest tyle i dlaczego ukazują się w czasie tuż przed zakończeniem roku akademickiego? Nie lubię teorii spiskowych, ale czemu ma służyć to dołowanie studentów? Czy nie mogliby podawać pozytywnych przykładów?
    To ma być jakieś schadenfreude?

    OdpowiedzUsuń
  9. Całe się nie zmieściło, co za dziwny system komentarzy.

    ----

    Oceny nic nie znaczą. Jeden z profesorów na pytanie kolegi dlaczego dostał 2 i czy mógłby zobaczyć pracę , bo uważa, że napisał bardzo dobrze, odpowiedział mu:
    - Czy dostał pan kiedyś wyższą ocenę niż uważa , że zasłużył?
    - Tak.
    - To teraz dostał pan niższą.
    Ocena nie równa się wiedzy, i nie ona powinna być motywacją . Nie powinno się też karać dzieci za słabe oceny, bez wcześniejszego sprawdzenia na czym polega problem. Nie wszyscy muszą być geniuszami z matematyki, polskiego czy geografii.
    I nie wszyscy muszą iść na studia. Można być świetnym hydraulikiem, mechanikiem samochodowym czy stolarzem i jednocześnie interesującym człowiekiem.

    Otrzymujemy sprzeczne komunikaty bo każdy oczekuje od nas czego innego. Nawet jak jesteśmy szczęśliwi rodzice się o nas martwią, bo nie tak wyobrażali sobie nasze szczęście.
    Możemy zdać się na intuicję. Nie mamy doświadczenia we wszystkich sprawach, musimy sobie radzić sami. Jeśli się nie uda to co? Najważniejsze , żeby wyciągnąć wnioski i nie popełniać tych samych błędów.

    Nie ważne ile masz lat, zawsze masz coś interesującego do powiedzenia.
    „I’m seventeen and I’m crazy”.

    OdpowiedzUsuń